O uważności, długich wędrowkach i Transcaucasian Trail
4 lipca – czyli dziś, gdy piszę te słowa minął dokładnie rok od momentu, gdy rozpocząłem jedno z moich najdłuższych odosobnień. O 6:00 rano rok temu zacząłem samotną wędrówkę z plecakiem od ormiańskiej miejscowości Meghri przy granicy z Iranem, która po 34 dniach i ponad 800 kilometrach miała zaprowadzić mnie do jeziora Arpi przy granicy z Gruzją.
Szlak, którym szedłem nazywa się Transcaucasian Trail, liczy ponad 2000 kilometrów i przechodzi przez trzy kraje: Gruzję, Armenię i Azerbejdżan. Nie robiłem tego po to, aby się sprawdzić, ale żeby doświadczyć siebie w inny niż zwykle sposób. Było to dla mnie bardziej odosobnienie, niż wycieczka czy wyprawa podróżnicza.
To tylko skrawek wielu notatek, fragmentów, które wymagają poskładania w całość, ale jestem w przededniu kolejnej podróży, która zaraz mnie czeka i czuję, że chcę i potrzebuję domknąć w pewien sposób tamtą podróż i podzielić się ze światem paroma refleksjami, które zaprowadziły mnie do tej wyprawy lub prowadziły na szlaku Transcaucian Trail.
Persona
Droga to życie.
Jack Kerouac, W drodze
Każdy z nas ma jakąś personę. W psychologii jungowskiej persona odnosi się do zewnętrznego wizerunku i roli społecznej, którą jednostka przyjmuje. Jest to maska lub fasada, za pomocą której jednostka prezentuje się światu zgodnie z oczekiwaniami społecznymi. Persona może różnić się od prawdziwej tożsamości jednostki, ponieważ ma charakter konstruktu społecznego. Jung uważał, że osoba może zapomnieć o swojej prawdziwej naturze i tożsamości identyfikując się z personą. Persona pełni również funkcję ochronną, chroniąc jednostkę przed konfliktami i zewnętrznymi zagrożeniami. Jednak nadmierne identyfikowanie się z personą może prowadzić do alienacji od własnej esencji i powodować problemy psychologiczne. Jung zalecał introspekcję i rozwijanie świadomości, aby osiągnąć równowagę między personą a prawdziwą tożsamością.
Dobrze się mam z moją personą – nauczyciela mindfulness, psychoterapeuty czy superwizora (w szkoleniu). Nie traktuję tego jako fasady, ani jako maski, którą zakładam do świata niczym Janus, u którego jedna twarz patrzy w jedną stronę, a druga w zupełnie przeciwną. Czuję, że to co robię jest tym co wybrałem świadomie jako dorosły człowiek, zaowocowało to wiele lat temu odejściem z korporacji do zawodu pomocowego. Jest to także związane z moją praktyką medytacji, którą zacząłem ponad 23 lata temu – początkowo w buddyzmie tybetańskim, teraz w buddyzmie sekularnym i praktyce uważności.
Nie zmienia to jednak faktu, że czasami chcę, czuję czy potrzebuję doświadczyć siebie w inny sposób. Przestrzeń, w której nie będę psychoterapeutą, nauczycielem mindfulness, mężem, obywatelem czy też w innej roli. Przestrzeń, w której będę Kubą chowającym się przed burzą, Kubą filtrującym wodę i Kubą, który idzie przed siebie w dziwnym i zupełnie nowym dla siebie miejscu.
Kreatywne dostosowanie
Wyczerpanie zmienia wiele spraw.
Jack Kerouac, Włóczędzy Dharmy
Nawyki, które mam w mieście nie były specjalnie przydatne na tym szlaku. Przyzwyczajenia nie mogły się skrystalizować, a zwykłe sposoby działania nie miały racji bytu. W psychoterapii gestalt, którą praktykuję, mówimy o kreatywnym dostosowaniu. Odnosimy się tutaj do zdolności jednostki do elastycznego i twórczego reagowania na sytuacje życiowe. Kreatywne dostosowanie oznacza adaptację i przystosowanie się jednostki w sposób, który jest zgodny z jej autentycznymi potrzebami i wartościami. Polega na rozwijaniu świadomości własnych zachowań, myśli i emocji w danym momencie oraz na eksplorowaniu alternatywnych sposobów reagowania. Kreatywne dostosowanie zachęca do kreatywnego eksperymentowania z różnymi sposobami działania, aby osiągnąć większą harmonię i pełniejsze doświadczenie wewnętrzne. Poprzez uważne spostrzeganie i eksplorację swoich reakcji, dana jednostka może odkryć nowe sposoby rozwiązywania problemów i osiągnąć większą samorealizację.
Cała ta podróż była o kreatywnym dostosowaniu, o zostawianiu starego i robieniu miejsca na nowe. I choć mam za sobą wiele wypraw w góry to nic nie może Cię przygotować do chodzenia przez cały miesiąc. Nic za wyjątkiem chodzenia przez cały miesiąc. Stare sposoby reagowania i przeżywania odpadają niczym strupek z kolana, gdy nadejdzie jego czas. Nie ma rutyny sprawdzania telefonu, bo nie ma zasięgu. Jak jest zasięg to nie ma po co patrzeć, bo wszystko dookoła jest ciekawsze niż ekran Twojego smartphona. Długość dnia wyznacza wschód i zachód słońca.
Podczas długiej wędrówki tego typu, każdego dnia znajdzie się coś, gdzie wymagana jest improwizacja. I wiele łatwiej mi o to na szlaku, o wiele ciężej na co dzień. Ale to właśnie w tej zwykłej codzienności potrzebujemy, lub przynajmniej ja potrzebuję, tej improwizacji najbardziej. Jak zabrać ten kawałek na co dzień do mojego życia? To właśnie tam wydarza się prawdziwa magia…
Cisza
Kiedy pozostajesz w samotności, nie myśl o rozrywkach w mieście… Powinieneś zawrócić swój umysł, a wtedy odnajdziesz drogę…
Jack Kerouac, Big Sur
Prowadząc kursy uważności czasem wspominam o dwóch rodzajach ciszy. Ciszy na zewnątrz i ciszy wewnątrz. Cisza na zewnątrz jest potrzebna. Gdy jesteśmy aktywni w swoim życiu, pracujemy, mamy dzieci, partnerów – zawsze będziemy doświadczać dźwięku jak i szumu. Czasem ciężko rozeznać co jest dźwiękiem, a co jest szumem, co jest ważne, a co mniej. I czasem, gdy dużo jest tych dźwięków na zewnątrz, ciężko usłyszeć swój własny dźwięk i własny rytm. Potrzebujemy innych, potrzebujemy relacji, ale przede wszystkim potrzebujemy mieć też zbudowaną relację z sobą.
Na każdym odosobnieniu medytacyjnym spotykamy się z sobą, zarówno z tymi pięknymi stanami, ale też tym czego nie chcemy pokazać, czy to światu, czy to przede wszystkim sobie. Podczas całej tej podróży wielokrotnie wracały do mnie slajdy i obrazy z przeszłości, bliższej lub dalszej. Częściej te co nieprzyjemne i niedomknięte. Przede wszystkim niedomknięte na poziomie psychologicznym. Jest to swego rodzaju standardem na każdym odosobnieniu czy wyprawie rozwojowej. Nie zawsze jest to przyjemne, ale czasem potrzebne w codziennym biegu, załatwianiu tych wszystkich małych rzeczy i rzeczuni, bardzo łatwo się zapomnieć, bardzo łatwo stracić kontakt z sobą.
Bardzo często na odosobnieniach jest tak, że dostajemy odpowiedzi na pytania, których nie zadaliśmy, a inne pytania powoli zaczynają blaknąć i znikać. Coś co było ważne – przestaje być ważne.
Gościnność
Nigdy nie zaznałem podobnej gościnności. Spałem w obozie Jazydów w Górach Gegamskich, gdzie miałem tylko napić się kawy i ruszać dalej, ale zostałem tam półtora dnia obserwując ich proste, ale bardzo trudne życie. W wymarłej miejscowości Gehatap spałem w tym samym pokoju z Vrenem – pasterzem, którego poznałem godzinę wcześniej, za kompanów mając jego 50 krów i psa poszczekującego co pewien czas na niedźwiedzia, który podchodził do zabudowań (wg Vrena). Na śniadanie i kolację dnia wcześniejszego podzieliliśmy się resztkami naszych zapasów. Ja byłem zaraz przed kolejną wioską, a mój gospodarz czekał na transport żywności z miasta. Były dni, gdy dziennie dostawałem z cztery zaproszenia na kawę, dwa na obiad, dwa na samogon i jeszcze dwa zaproszenia na nocleg. Czegoś takiego nie doświadczyłem nigdy wcześniej. Chciałbym więcej takiego ciepła w naszych polskich kontaktach, ale nie mam wpływu na wszystko. Mogę jednak wziąć odpowiedzialność za siebie i to jak przenoszę tę ormiańską gościnność do mojej codzienności.
Marzenia
„Bo widzisz ja wiem, że Wy często wznosicie toasty za zdrowie, ale gdy potrzebujesz zdrowia, to dbasz o siebie, jesz zdrowe rzeczy, unikasz tego co Ci nie służy, albo idziesz do lekarza. Możesz wznosić też toast za szczęście, ale szczęście to coś co samemu tworzysz, żyjąc w zgodzie z sobą. My tutaj w Armenii wznosimy toasty za marzenia.”
Tatul
To fragment spontanicznej rozmowy z mężczyzną o imieniu Tatul podczas rozmowy w kawiarni w Kapan. Marzenia. Czasem, gdy życie nas przyciska, patrzymy na świat jak przez rolkę papieru toaletowego. Ciężko zobaczyć całość, widać tylko fragment. Nawet w psychoterapii czasem istnieje pokusa, żeby koncentrować się na patologii i zapominać o naszych marzeniach. Może to dotyczyć to tak samo psychoterapeuty jak i klienta. Dzisiejszy świat bardzo nas do tego zaprasza. Więcej „robić”, mniej „być”. Jeśli będziesz miał(a) dziś chwilkę – sprawdź proszę ze sobą – o czym marzysz, marzyłe(a)ś lub czasem nawet – choć nie będzie to łatwe – kiedy przestałe(a)ś marzyć. Nierzadko może być to zaproszenie do wielkiej podróży…
W poszukiwaniu nowego spojrzenia
Tutaj, w górach, tworzy się i burzy porządek świata.
Jack Kerouac, Włóczędzy Dharmy
Nigdy nie doświadczyłem podobnie dzikiej przyrody i równie dzikiego szlaku. Po pięknej przyrodzie schodziłem do miast i wiosek, pełnych post sowieckich budynków i artefaktów starej epoki. Sacrum natury przechodziło w profanum rozpadających się budynków i zardzewiałych maszyn. Pełnych siły, ale pustych od życia.
Dzika natura – cywilizacja, brak uporządkowania – porządek, chaos – harmonia. Dzicz – „wilderness”, będąca w opozycji do tego co mamy na co dzień, zawsze będzie zapraszająca i nie ma w tym nic złego. Gorzej jeśli w jakiś sposób sami utkniemy w takiej narracji i stanie się ona częścią naszego przeżywania. Złe miasto i dobry las, złe miasto i dobre góry.
Gdy myślę i przeżywam swoją ostatnią podróż, czy myślę o jakiejkolwiek wyprawie czy mikro-wyprawie nie czuję, aby to było o powrocie do natury. Nie czuję, że jesteśmy oddaleni – odcięci od natury. Po prostu przestaliśmy ją zauważać. Na pewno jesteśmy za to odcięci od przeżywania i doświadczania piękna. Bycie w naturze, bycie we wspomnianej dziczy może na nowo przywrócić nasz kontakt z pięknem i jego zauważaniem. Ekspozycja na piękno natury, tak jak ja to przeżywam – może dać lub zwiększać naszą zdolność do doświadczania piękna w naszej codzienności. Doświadczania piękna miasta, zauważania piękna kontaktów z ludźmi, z którymi lubimy przebywać, czy też piękna zwyczajnych codziennych czynności.
„Prawdziwa podróż odkrywcza nie polega na szukaniu nowych lądów, lecz na nowym spojrzeniu.“ – pisał Marcel Proust. Nowe spojrzenie. Tego możemy szukać w naszych wyprawach i na pewno możemy to znaleźć w naszych psychoterapiach czy jakiejkolwiek pracy nad sobą.
Zauważanie większej ilości piękna nie jest zakładaniem różowych okularów. Nie o to chodzi, abyśmy przestali zauważać brzydotę i szpetotę tego co może być dookoła. Jeśli tak robimy, to jeszcze bardziej zrzucamy do strefy cienia (w jungowskim znaczeniu tego słowa) kolejny obszar naszego przeżywania i pogłębiamy naszą dychotomiczność i brak integracji.
Był Proust – kultura wysoka, to teraz sięgnę do pop-kultury. W pierwszym sezonie serialu Westworld – jedna z głównych bohaterek Dolores Abernathy wypowiada następujące słowa: „Niektórzy ludzie decydują się widzieć brzydotę tego świata. Nieład. Ja wybieram widzieć piękno”. I wyrusza w transformującą ją podróż, a powyższe zdanie z upływem czasu zastępowane jest przez „Kiedyś byłam zwykła widzieć piękno w świecie, a dziś widzę prawdę.”
Każda wędrówka, czy na górskich ścieżkach, czy na terapeutycznym/ medytacyjnym czy innym rozwojowym szlaku, w pewnym momencie pokaże lub powinna pokazać nam więcej prawdy o nas samych i świecie dookoła, gdzie jest miejsce tak samo na piękno, jak i brzydotę, porządek i chaos, ciszę i zgiełk, radość i smutek. A więc w dalszą drogę ku większej integracji…..
Jutro ruszam znowu na szlak Transcaucasian Trail, tym razem będzie to szlak od granicy z Armenią do Morza Czarnego przez teren całej Gruzji. Tym razem będziemy tam razem z Sylwią, przynajmniej przez pierwsze 10 dni, a resztę będę kontynuował samemu.
Jeśli masz ochotę śledzić co robię to pewnie od czasu – do czasu będę wrzucał zdjęcia tutaj. Pewnie nie będzie tego zbyt dużo i nie będę robił tego regularnie, ale pewnie coś się pojawi od czasu do czasu, tu lub na profilu Mindfulness Inside.