Jeśli będziesz czekać z praktyką, aż będzie cicho, może być Ci ją bardzo ciężko zacząć.
Dobrze jest praktykować, gdy jest cicho. Jeszcze lepiej praktykować, gdy jest bardzo cicho, siedzisz na dobrze wypchanej poduszce ze sklepu dla super-profesjonalnych-medytujących, w pomieszczeniu, w którym jesteś nie ma nic rozpraszającego, a wokół Ciebie roznosi się piękny zapach. Brzmi jak opis całkiem dobrych warunków do praktyki formalnej (praktyki uważności możemy dzielić na formalne oraz nieformalne.
Jest tylko jeden problem. Czekając na dobre warunki możemy nigdy nie zacząć. Idealne warunki do praktyki nie istnieją, a nawet jeśli istnieją to są jak motyl. Przysiądą na moment, możesz się nimi nacieszyć i po chwili już ich nie ma. W pewnej chwili znikną, gdy w przestrzeni obok nas pojawia się ostry dźwięk, uporczywa myśl, trudna emocja lub boląca noga.
Tak naprawdę podobne zachowanie dotyczy wszelkich obszarów naszego życia. Szukamy idealnej pracy, idealnego partnera, idealnego miejsca do mieszkania, dobrze byłoby też, żeby dzieci były jak najbardziej idealne. Niestety te warunki są tak samo zmienne jak warunki do praktyki.
W praktyce uważności tymczasem robimy coś zupełnie innego. Nie staramy się szukać idealnego momentu, idealnego stanu lub natchnienia. Tym co robimy, jest próba pozostania w tym co jest obecne. Pojawiają się myśli, świetnie. Zobacz czego dotyczą i wróć do koncentracji na oddechu (lub na czymś innym co jest przedmiotem praktyki), pojawiają się emocje – świetnie. Zauważ czego dotyczą, czy to znani goście w Twoim emocjonalnym domu? Jeśli nagły dzwięk wywoływał u Ciebie awersję i gniew – zauważ to. Im więcej ćwiczenia w zauważaniu własnych stanów emocjonalnych podczas praktyki, tym większa szansa na zauważenie ich w codziennym życiu. W ten sposób praktyka mindfulness jest czymś bardzo bliskim codzienności, a nie “mistyczną przygodą” z dalekiego wschodu.
Media oraz cały świat przez ostatnich parę tygodni relacjonowały sytuację chłopców z drużyny piłkarskiej w Tajlandii uwięzionych w jaskini. Tytuły felietonów z niektórych gazet brzmią “Trening oddychania i medytacja. Te ćwiczenia mogły pomóc przeżyć chłopcom uwięzionym w jaskini w Tajlandii”, “Medytacja pomogła tajskim chłopcom uwięzionym w jaskini zachować spokój”. Te, czy inne artykuł, chwalą medytację (i osobę trenera, który ich jej uczył) jako jeden z głównych czynników, który uratował życie tych chłopców. Medytacja pozwoliła zachować im spokój i poradzić sobie z emocjami. Jest co chwalić. Bardzo mnie to cieszy, ale nie o tym chciałbym pisać.
Tym co mnie zajmuje to to, że na pewnym poziomie, może bardziej metaforycznym niż rzeczywistym – jesteśmy w podobnej sytuacji jak Ci chłopcy. Brak uważności może zagrażać naszemu zdrowiu i życiu. Według badań opublikowanych w magazynie “Science” przez 46,9 % procent naszego czasu nasz umysł wędruje. Podróżuje do przeszłości, która już się wydarzyła, podróżuje do przyszłości, której jeszcze nie ma. Inne badania mówią o jeszcze bardziej alarmującej statystyce rzędu 60 – 80 % procent. Jeśli przez taki procent naszego życia, nie jesteśmy uważni to znaczy, że dużą ilość naszego życia po prostu tracimy. Brak uważności i działanie w sposób nawykowy wrzuca nas w świat, gdzie jest więcej analizowania a dużo mniej czucia. W świecie tym wszystkie myśli są rzeczywiste i warte zachodu. W tym świecie może być więcej unikania emocji, a mniej zajmowania się nimi oraz zrozumienia tego co za nimi stoi. Mniej tu miejsca na współczucie i akceptację, za to dużo na ciągłą poprawę i szukanie ideału.
Gdy pisałem ten artykuł znalazłem mema, który kiedyś krążył po sieci i jak dla mnie, bardzo celnie opisuje naszą sytuację (obrazek powyżej). W tym sensie nasza jaskinia już napełnia się wodą i temperatura spada. Być może wydarza się to delikatnie, można nawet zażartować , że dzieje się to w homeopatycznych dawkach, tak małych, że ciężkich do zauważenia. Dlatego tym bardziej nie ma co czekać na idealne warunki. Być może całkiem nieźle funkcjonują one w stockowych zdjęciach przedstawiających medytujące osoby z błogim wyrazem twarzy na pomoście jeziora. W rzeczywistości “idealne warunki” znikają wraz z pierwszym małym “chrapnięciem” podczas skanowania ciała, burczeniem w brzuchu podczas praktyki na oddech lub powracającą inwazyjną myślą…
Idealne warunki do medytacji. Są dokładnie takie jak jednorożce lub potwor z Loch Ness… Nie istnieją.