“Stres mnie motywuje.” “Potrzebuję stresu, żeby pracować.” “Jeśli nie działam pod presja czasu, niczego nie osiągnę.” To zdania, które bardzo często słychać gdy rozmawiasz z kimś o stresie w pracy. Zdania te są trafne i bez dwóch zdań są prawdziwe. Sęk w tym, że stres potrafi być motywujący tylko do pewnego stopnia. Zaraz po osiągnięciu pewnej wartości, zależność pomiędzy stresem a efektywnością, zaczyna dramatycznie spadać.
W psychologii zostało to opisane już w 1908 roku przez Roberta Yerkesa i Johna Dodsona. Badacze analizowali zachowanie szczurów w labiryncie. Do wyjścia z labiryntu wiodła jedna droga. We wszystkich fałszywych wyjściach i złych odnogach szczury otrzymywały elektryczny impuls. Celem badania było określenie jak dość niemiła sytuacja dla szczura wpływa na jego zdolność uczenia się. Rezultaty pokazały, że wraz ze zwiększaniem napięcia zwiększała się szybkość uczenia. Działo się tak jednak tylko do pewnego stopnia. Po przekroczeniu pewnego progu napięcia, szczury stawały się raczej apatyczne, powolne i nie były już specjalnie zainteresowane szukaniem drogi do wyjścia.
Nic nie robienie oraz ucieczka były o wiele bardziej bezpieczne niż szukanie drogi do wyjścia. Podobny mechanizm możemy zobaczyć biorąc pod lupę jakikolwiek trening. Sportowiec trenujący w warunkach minimalnego stresu, będzie cały czas orbitował na tym samym pułapie. Podniesienie poprzeczki i tym samym stresu, może prowadzić do lepszego wyniku. Podniesienie poprzeczki na bardzo wysoki poziom lub trenowanie bez odpoczynku doprowadzi do wyczerpania. Nie inaczej wygląda to w realiach codziennej pracy. Początkowo stres, motywuje. Pomaga zamykać kolejne bramki w projektach. Na endorfinowym haju jesteśmy w stanie wznieść się na wyżyny własnych umiejętności. Niestety tak jak w przypadku małych zwierząt futerkowych, męczonych przez amerykańskich psychologów, dzieje się tak tylko do pewnego czasu.
Jeśli mówimy o miejscu pracy, każdy długotrwały stres zaczął się od małego stresu. Stresu hołubionego, stresu, który zwiększał efektywność. Niektórzy mogą na tym płynąć dłużej, inni krócej. Niemniej jednak w wielu przypadkach koniec może być podobny: chroniczny stres i wypalenie. Zwykle ciało już na samym początku daje nam subtelne sygnały. Najczęściej początkowo trywialne i najczęściej zupełnie ignorowane. Brak energii i problemy z zasypianiem delikatnie zaczynają kołatać do naszych drzwi. Powoli wpuszczone torują drogę dla swoich kolegów – pojawiają się bóle, napięcia lub inne problemy psychosomatyczne. Nastrój oraz jakość życia powoli zaczyna pikować w dół.
Prawo Yerkesa-Dodsona, widać bardzo dobrze w realiach pracy. Na drodze do optymalnej stymulacji z jednej strony mamy brak stymulacji a na drugim biegunie nadmierną stymulację. Żadna ze skrajności nie przekłada się jednak na wzrost efektywności. Na poziomie zawodowym, przekroczenie optymalnego poziomu może wyglądać w ten sposób, że zaczynamy przeglądać każdego maila wciąż i wciąż, szukając jakiegokolwiek błędu. Zaczynamy odwlekać spotkania, których się obawiamy lub reagujemy w sposób “wrogi” poruszając się na linii między unikaniem a otwartą konfrontacją. Jeśli zagrożenie jest realne w naszej głowie, zaczyna być całkiem realne w swoich konsekwencjach.
Tak jak pisaliśmy wielokrotnie na naszym blogu, nasz mózg nie widzi różnicy pomiędzy zagrożeniem rzeczywistym, a zagrożeniem, które pojawiło się w naszej głowie. Stres aktywuje nasz sympatyczny układ nerwowy. Można przyrównać go do pedału gazu. Do zwolnienia potrzebujemy hamulca, którym jest nasz parasympatyczny układ nerwowy*. Na najprostszym poziomie, można powiedzieć że uaktywnia się on, gdy zaczynasz odpoczywać. Zupełnie inną sprawą jest tutaj to, czy Twój własny sposób odpoczywania prowadzi do odpoczynku. Przejście od stanu pełnego czuwania, w którym utrzymują nas nasze smartfony oraz inne urządzenia mobilne, do stanu relaksacji może być bardzo ciężkie, szczególnie jeśli działanie na stresowym haju stało się naszą drugą skórą.
Co wspólnego ma Mindfulness i prawo Yerkesa-Dodsona?
Praktyka uważności (Mindfulness) nie jest panaceum na stres ani technikami nakierowanymi tylko na redukcję stresu. Choć na poziomie fizologicznym pozwala szybciej przechodzić z obszaru stresu ( stress reaction) do stanu relaksu (relaxation response), to jej celem nie jest również tylko relaksacja. Dzięki praktykowaniu uważności, jesteśmy w stanie szybciej przejść ze stanu czuwania nastawionego na “działanie” do stanu ”bycia”. Chodzi przede wszystkim o zwiększenie świadomości tego co się z nami dzieje oraz większej i pełniejszej obecności “Tu i Teraz”. Zwiększenie kontaktu z naszymi emocjami, wrażeniami z ciała oraz myślami może prowadzić do możliwości wyboru, na czym chcemy się skupić, tak aby lepiej poruszać się po krzywej naszego stresu.
Podstawy, ale warto zajrzeć
http://pl.wikipedia.org/wiki/Stres